Cyfryzacja zasobów jest narzędziem, a nie celem

Łukasz Dywicki, dnia 30 marca 2020 Aktualizacja: 1 września 2023

Część sejsmometru z sejsmogramem używanym przez czeski instytut geofizyki przy Czeskiej Akademii Nauk

Technologie są celebrytami. Podstawowa różnica polega na tym, że mało kto chce mieć celebrytę w domu. Za to w czasach prosperity każdy chciałby móc pochwalić się sukcesem w realizacji projektu wpisującego się w trend technologiczny. Któż nie marzy czasami o tym, by ogrzać się w blasku fleszy podczas gali z wręczeniem nagród? Kto czasami nie łaknie wywiadu w poczytnym magazynie lub portalu branżowym, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Na przestrzeni paru ostatnich lat byliśmy zalewani informacjami na temat najróżniejszych technologii. Niezależnie od tego, czy mówimy o blockchain, (przemysłowym) internecie rzeczy, sztucznej inteligencji, przemyśle 4.0 to mamy do czynienia w znakomitej większości z pewnego rodzaju “celebrytyzmem”. Wiemy z grubsza, o co chodzi, jak i dlaczego takie coś – coś robi oraz jaki cel temu przyświeca, ale czy aby na pewno? Ponieważ rok po roku do tej pory mieliśmy nowe trendy zdobywające uznanie i pełną uwagę mediów branżowych, zapomnieliśmy o najważniejszym – sama wpisanie się w trend nie jest celem.

Szum medialny

Kilka ostatnich dni skłoniło mnie do paru przemyśleń na temat dotychczasowej sytuacji. Czy „trendy„ w najbliższych miesiącach odejdą w zapomnienie? Czy w mediach zamiast instagramerów i gwiazd mniejszego płazu zagoszczą w końcu specjaliści? Tego raczej nie możemy sobie obiecać, ale z całą pewnością ostatnie tygodnie wylały całe kubły zimnej wody, a może inaczej, wrzuciły nas wprost do zimnej rzeki, która ostudziła ludzkie zapędy. Wielu z nas już zweryfikowało swoje plany na 2020 rok ci, którzy jeszcze tego nie zrobili, po prostu są w trakcie przygotowań do zmian. Pół żartem pół serio zauważam, że przekazy medialne zmieniły się w rwący potok cyfr. W końcu media mają coś wspólnego z „cyfryzacją”.

Wróćmy jednak na chwilę do trendów. Jak pokazuje życie, czasami są one niczym osoby znane z tego, że są znane. Ich żywot po zniknięciu z mediów nikogo już nie obchodzi. Trendy, jak i niektóre byty medialne żyją i trwają tylko dlatego, że się o nich mówi.

Krzywa trendów wg. Gartnera Krzywa trendów wg. Gartnera. Źródło https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Gartner_Hype_Cycle.svg Instytucje oraz firmy doradcze zajmujące się analizą rynków, oraz technologii publikują cyklicznie swoje prognozy związane z perspektywą rozwoju danego obszaru na kolejną dekadę. Jedną z takich instytucji jest Gartner. Prognozy tej firmy są aktualizowane co roku, ale z racji na charakter i sposób powstawania, czasami się nie sprawdzają. Powyższy wykres pokazuje „hype cycle„ (krzywą szumu medialnego). Opis samej krzywej i metody doboru elementów można przeczytać u twórców.

W praktyce rozwiązania i metody, które lądują na wykresie, ponieważ są obiecujące i atrakcyjne (początek wykresu) w wyniku czego są „kupowane„ do uruchomień przez pierwszych biorców. Pierwsi wdrażający często działają emocjonalnie. Mają oni zawyżone oczekiwania, ponieważ działają na podstawie doniesień medialnych (szczyt wykresu) i niepotwierdzonych tez. Wskutek powyższych napotykają liczne przeszkody prowadzące do fali rozczarowań (lokalne minimum w środku). Dopiero po fazie nieudanych wdrożeń, które przebijają się z powrotem do mediów, zdobywania doświadczeń przez najodważniejszych śmiałków, zaczyna się droga do produktywnego wykorzystania danej technologii. Z racji na wcześniejsze niepowodzenia i błędy późniejsze oczekiwania są weryfikowane i odpowiednio niższe a zakupy poparte analizą potrzeb i konkretnych celów, a nie tylko chwilową modą.

Z technologiami jest..

Trochę jak z początkującymi aktorami, którzy pojawiają się w mediach. Często są obiecującymi talentami, często dysponują też innymi przymiotami. To wszystko, plus świeżość w branży napędza ich popularność, ale prowadzi też do fali zawodów (czy też paru kiepskich filmów). Czasami krytyka powoduje ocknięcie i potęguje pracę, aby finalnie przynieść dobre rezultaty. Są też tacy celebryci, którzy po wpadnięciu w dołek rozczarowania nigdy z niego nie wychodzą. Są też tacy, których kariera bądź emocje z nimi związane, wyglądają niczym zapis sejsmografu podczas trzęsienia ziemi.

Sejsmogram w trakcie zapisu Sejsmogram w trakcie zapisu. Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Seismogram#/media/File:Seismogram_at_Weston_Observatory.JPG

Czy małe-wielkie trzęsienie ziemi, które obecnie przeżywamy, zamknięci we własnych domach, spowoduje odwrót od technologii? Myślę, że nie. Z całą pewnością spowoduje znacznie większe skupienie na celowości działań, a nie ich wymiarze marketingowym lub wzrostowym. Innymi słowy, kluczem do sukcesu i podpisania umowy prowadzącej do realizacji projektu technologicznego będą rezultaty niosące wymierne oszczędności a znacznie rzadziej realizacja wizjonerstwa zarządu. Ryzyko inwestycji w tym roku podejmą tylko nieliczni.

Od nagromadzenia danych do ich analizy

Czy w dobie spodziewanego spowolnienia gospodarczego cyfryzacja w dalszym ciągu będzie celem samym w sobie? Zdecydowanie nie, ponieważ ona nigdy nie powinna być w tym miejscu. Szeroko pojęta digitalizacja jest tylko środkiem do celu, którym więcej na końcu tekstu. Tymczasem zajrzyjmy na chwilę do żargonu, z którym mamy (mieliśmy) do czynienia na co dzień.

Dane są niczym kod z Matriksa. Trzeba je umieć czytać i rozumieć.

Dane są niczym kod z Matriksa. Trzeba je umieć czytać i rozumieć. Źródło: https://unsplash.com/@markusspiske

Najgorętsze technologie ostatnich dwóch dekad pojawiały się w określonej kolejności. Ich odbiór i zaadaptowanie do potrzeb odbiorców instytucjonalnych i przemysłowych może odbiegać od chronologii, nie mniej całość formułuje pewną prawidłowość. Na początku mieliśmy Big Data, następnie pojawił się Internet Rzeczy (IoT), krótko potem przemysłowy internet rzeczy (IIoT), następnie uczenie maszynowe (ML i ewentualnie AI). Z obszarów typowo technologicznych w prognozie z 2019 roku Gartner po stronie wznoszącej umieścił analizę danych blisko miejsca ich powstawania (Edge Computing/Analytics/AI).

W odpowiedzi na rozwój trendów smartsmart home, smart building pojawił się również temat smart city oraz smart factory. Firmy doradcze, które zwęszyły biznes na przypinaniu się do modnych terminów, szybko rozdmuchały obszar „smart„ do niespotykanych do tej pory rozmiarów. Samorządy napędzane środkami unijnymi, temat naturalnie pochwyciły. Obecnie w ramach smart city uświadczymy parki wyposażone w ławki z kawałkami panelu fotowoltaicznego. Nie zdziwiłbym się, gdyby gdzieś w tle przewinęły się rowery czy inne hulajnogi. Nie oceniam tutaj samych pomysłów, a podpinanie bardzo wielu, czasami trywialnych i niezwiązanych ze sobą rzeczy, do czegoś, z czym mają niewiele wspólnego. Tymczasem mieszkańcy europejskich miast wciąż w znakomitej większości, dopóki nie zaczną tego ręcznie liczyć, nie dowiedzą się, jakie mają użycie mediów i jak wysoki rachunek otrzymają na koniec okresu rozliczeniowego. Całe szczęście konserwatyzm przemysłu (i mam nadzieję dostawców rozwiązań) poparty pragmatyzmem ograniczył rozrost terminu smart factory do tak monstrualnych rozmiarów. Mam wrażenie, że tylko dzięki temu dzisiaj nie czytamy o zupełnie nowym doświadczeniu z przebywania w fabryce, a o szybkim reagowaniu na zmiany rynkowe i zapotrzebowanie zgłaszane przez odbiorców produkowanych towarów. Niestety inteligentny budynek stojący w inteligentnym mieście pogubił się we wszystkich możliwościach, które chce mieć oraz zaoferować swoim użytkownikom. Taki budynek do dziś nie wie, co tak właściwie powinien robić, aby nikt dla odmiany nie mógł go określić mianem głupim budynkiem (dumb building).

Jak to było z tą digitalizacją?

Technologie w tym tekście są wymienione w nieprzypadkowej kolejności. Zacząłem od Big Data, ponieważ różne firmy nagromadziły przez dekady masę danych. Naturalnie poza sektorem ubezpieczeniowym i finansowym, które to były wówczas oparte o systemy informatyczne, praktycznie nikt w pierwszej dekadzie po 2000 roku nie przetwarzał tych danych na szeroką skalę. Walka w przypadku tych instytucji toczyła się o lepsze dostosowanie oferty do odbiorcy bądź ograniczenie ryzyk. Z chwilą, gdy technologia Big Data dojrzała, a dostęp do sieci stał się standardem, a nie luksusem, do gry włączyły się sieci społecznościowe jak również.. Internet Rzeczy. Produkty pozwalające na podłączenie do globalnej sieci prostych elementów spotęgowały efekt tych pierwszych i na dobre rozpoczęły erę wykładniczego przyrostu danych. Systemy Big Data zostały dosłownie zalane, a producenci gadżetów mogli efektywnie usprawnić pewne obszary życia zwykłych ludzi. W odpowiedzi na sukcesy z obszaru konsumenckiego pojawiło się zainteresowanie z przemysłu który na spał na danych już od co najmniej dekady. Wpięcie przemysłu do sieci problemów oczywiście nie rozwiązało, ponieważ poza oczywistymi wyzwaniami w obszarze bezpieczeństwa, dane ze złożonych i różnych systemów nie przyniosły od razu jednoznacznych odpowiedzi. W rezultacie rosnących zasobów niezdatnych do wykorzystania rekordów na pierwszy plan wysunęła się analiza danych i automatyczne podejmowanie decyzji. Człowiek posadzony przed nieprzebraną bazą danych szybciej się znudzi niż odnajdzie w niej ukryty sens. Z pomocą już istniejących lub rozwijanych algorytmów dane stopniowo zaczęły nabierać sensu, natomiast ich zróżnicowana jakość i różnorodność wciąż powoduje, że nie zawsze jest uzasadnione przesyłanie ich przez pół świata do centrum obliczeniowego. Tutaj też pojawia się w końcu Edge Computing, który pozwala na systematyzację i analizę danych tuż po ich pozyskaniu, bez konieczności przesyłania na znaczne odległości. Pozwala to również na interakcje z elementami aktywnymi tam, gdzie dotychczasowo dominowały pasywne sensory.

Co łączy wszystkie powyższe technologie? Wszystkie od samego początku miały poprawiać jakość decyzji aż dotarliśmy do momentu ich kompletnej automatyzacji lub wykonywania określonej logiki niezwłocznie po ich otrzymaniu. Druga cecha wspólna to, że po każdej z nich była kolejna, jeszcze lepsza. Czy zatem, po przejrzeniu katalogu powyższych technologii, sama cyfryzacja powinna być celem? Nie. Cyfryzacja jest środkiem do celu. Digitalizacja prowadzi do podejmowania trafnych i uzasadnionych decyzji w stale zmieniającym się świcie.

Co dalej z cyfryzacją

Nie daj się zwieść tymczasowym spowolnieniem. Globalny „wyścig zbrojeń firm„, aby dostarczyć szybciej, lepiej i taniej nigdy nie ustanie. W ostatniej dekadzie zwyciężali ci, którzy reagowali na zmiany, zdobyli kapitał i dobrze wydawali pieniądze. Teraz przegrają ci, którzy nie podejmą żadnych zmian i nie zaczną oszczędzać, by zachować pieniądze. Jeśli wciąż ręcznie realizujesz podstawowe procesy w firmie i nie masz świadomości kosztów, to mam dla Ciebie złą wiadomość. Wkrótce możesz przegrać rywalizację z tymi, którzy zautomatyzują proste czynności i ograniczą zbędne wydatki. Mam też dobrą informację-automatyzacja i szukanie usprawnień to proces ciągły i nigdy nie jest za późno, aby go rozpocząć.

Our solutions work with openHAB