Technologie są celebrytami. Podstawowa różnica polega na tym, że mało kto chce mieć celebrytę w domu. Za to w czasach prosperity każdy chciałby móc pochwalić się sukcesem w realizacji projektu wpisującego się w trend technologiczny. Któż nie marzy czasami o tym, by ogrzać się w blasku fleszy podczas gali z wręczeniem nagród? Kto czasami nie łaknie wywiadu w poczytnym magazynie lub portalu branżowym niech pierwszy rzuci kamieniem.
Na przestrzeni paru ostatnich lat byliśmy zalewani informacjami na temat najróżniejszych technologii. Niezależnie od tego, czy mówimy o blockchain, (przemysłowym) internecie rzeczy, sztucznej inteligencji, przemyśle 4.0 to mamy do czynienia w znakomitej większości z pewnego rodzaju „celebrytyzmem„. Wiemy z grubsza, o co chodzi, jak i dlaczego takie coś – coś robi oraz jaki cel temu przyświeca, ale czy aby na pewno? Ponieważ rok po roku do tej pory mieliśmy nowe trendy zdobywające uznanie i pełną uwagę mediów branżowych, zapomnieliśmy o najważniejszym – sama wpisanie się w trend nie jest celem.